czwartek, 28 listopada 2013

Wieczorne kalorie ku popędzeniu chandry precz...

Kiedyś już chyba pisałam  o moim pieczeniu ciasta drożdżowego... Początki były trudne... Chęci wielkie, próby wielokrotne i efekt wciąż ten sam.... Beznadziejny... Przepisy różniste, łapki urobione i uciastowane po łokcie i wciąż nic.... Wychodził mi zawsze jakis taki słodki chleb z bakaliami, bo ciastem to byłoby to grzech nazwac...I kiedy już byłam gotowa się poddac, przeczytałam na którymś słodkim blogu ( niestety nie pamiętam juz na którym), że do ciasta drożdzowego trzeba miec dużo miłości, cierpliwości i czasu... i że trzeba dodawac jak najmniej drożdży. Im mniej drożdzy i dłuższy czas wyrastania, tym lepsze efekty... I wiecie co... to prawda... Odczekałam jakiś czas po ostatnim niepowodzeniu, znalazłam taki prościutki przepis, w którym nie ma nawet grama tłuszczu, i w sobotę, kiedy mam cały dzień dla siebie po prostu zagniotłam ciasto i zostawiłam na pastwę drożdży... W sumie rosło chyba jakiś 4 godziny... Piekę je już od zeszłego roku i efekt jest zawsze taki sam...



I nawet Gabrysia, która generalnie pieczonych ciast nie jada łamie się przy drożdżowym...



Nie mam natomiast kompletnie pomysłu na sernik... Mimo wielokrotnych prób z wieloma przepisami, sernik jest zawsze z zakalcem... Ręce opadają...

Jeśli macie Dziewczyny kochane, jakiś ultraprosty przepis na sernik bez udziwnień ( bez bezy, piany, owoców) to chętnie przyjmę pod skrzydła...

Jeśli się uda dokończyc, jutro pokażę Wam wieńce adwentowe, która nasze kwiaciarnia robi dla naszych osiedlowych parafii... Zapowiadają się pięknie... szkoda tylko, że szewc bez butów chodzi, i w domu nie ma jeszcze nawet śladu żadnego wianka... Może w sobotę się uda...

Całuję Was, Kochane :-)

sobota, 9 listopada 2013

O wyższości długiego, jesiennego wieczoru, nad krótkim, jesiennym dniem....

Właściwie, to nie ma nad czym się rozwodzic... bo każdy tę wyższośc chyba dostrzega. Oczywiście mówię o takim paskudnym dniu jak dzisiaj. Mokrym, burym, ciemnym...fuj... Dlatego, wieczory uwielbiam... długie, ciepłe... pachnące waniliowym, bądź cedrowym kominkiem... Z blaskiem świec, rozproszonym światłem małych lampeczek...

Ogromny kontrast między tym samym parapetem w dzień i wieczorem...










Światło jest magicznym narzędziem, prawda...?

Życzę Wam Kochani cudownych, długich, ciepłych wieczorów... Buziaki...