środa, 26 czerwca 2013

Zaklinając słońce...

I nadszedł ten paskudny czas, kiedy na Mazury tęz nadeszła bura pogoda okrutnie... Do tej pory wszędzie padało, było pochmurno, a u nas ciągle było cudnie... No to już nie jest...Od wczoraj jest paskudnie i z przerwami leje... Na domiar złego zimno ... Jeszcze wczorajszej nocy otwieraliśmy szeroko okno mimo napadających nas komarów, tak było gorąco... Już nie jest... Powiem więcej. Nie rozumiem jak sie może mieszkanie tak wychłodzic w ciągu kilku godzin... Dlatego od rana wspieram się cudnym widokiem kolorowych róż w wazonie... Miłoby było coś polnego, letniego posiadac, ale jak się pasjami pracuje w kwiaciarni, to lepszy dostęp jest do roż wszelakich, niż do maczka albo chaberka jakowegoś... Dlatego róże własnie... W wazonie, który motywem ma mnie przenieśc nad ciepłe morze...

 


I jest jeszcze jedna miła konsekwencja pracy w kwiaciarni... Zakupy w hurtowni ogrodniczej... Te to dopiero mogą humor poprawic...Dzisiaj moja cudna Szefowa - Przyjaciółka, udała się do takowej w celu zakupienia nawozów wszelakich i wróciła krzycząc, że ma cos dla mnie... Od kilku dni opowiadam jej o mojej najnowszej miłości wnętrzarskiej, tzn black&white ze srebrnymi akcentami... Przejęła się dziewczyna i przywiozła mi dwie rameczki... srebrne... cudnie postarzane...
 
 




I wez tu człowieku, Szefowej nie kochaj... Przyznam się, że mi te rameczki humor dzis poprawiły wybitnie. Dodam tylko, że kosztowały całe 2,5 zł za sztukę...
Całuje Was mocno!

sobota, 15 czerwca 2013

Bawełny czar...

Od dłuższego czasu chodza za mną podkładki pod talerze.... Chodzą, i dojśc nie mogą. Jak forma akceptowalna, to kolor nie taki, jak kolor sie podoba, to jakośc wykonania woła o pomstę do nieba... Ostatnio trafiłam na cudowne... w pięknej limonce, która mi się sni....I wawet cena i wykonanie szło razem w nienagannej parze... I co...? Ano były tylko dwie.... I beż możliwości zamówienia większej ilości sztuk... Po tym doświadczeniu oklapłam całkowicie, i doszłam do wniosku, że chwilowo podkładki mi nie pisane. Na szczęście wczoraj wieczorem wpadłam na arcyciekawy pomysł na urozmaicenie i tak nieźle zawalonego dnia... Mianowicie wyciągnęłam dawno zapomniane szydełko i bawełnianą nitkę, którą kupiłam w ulubionym szmateksie za przysłowiowy grosz. Serwetek nie robiłam nigdy. Zapytac nie miałam kogo, dlatego w domku moim kochanym, wczoraj słychac było całkiem nieprzyjemną dla ucha łacinę  kuchenną puszczaną w kierunku szydełka w odwecie za mało zadowalające efekty jego pracy... Pod swoim adresem przecież rzucac nie będę, prawda...? Jakos poszło... Co prawda nitki zabrakło i będe musiała w poniedziałek urządzac polowanie na bawełnę, ale jakis efekt juz jest widoczny. Mało perfekcyjny przyznam, ale jak dla mnie i tak wielka radocha!




 
Marzą mi się pastelowe, kolorowe, okrągłe i prostokątne... Jednym słowem rozszalałam się w marzeniach i bardzo bym chciała, żeby mi tej fantazji nie zabrakło po kilku sztukach... Zobaczymy... na razie czeka mnie ulubione bieganie po pasmanteriach w poszukiwaniu kolorów. Już się cieszę, bo na wielu blogach widac takie bogactwo kolorów, że trudno się zdecydowac w którym kierunku pójśc. Zobaczymy... Jeśli tylko uda się popełnic cos satysfakcjonującego, pochwalę się ;-) Buziaki Dziewczyny Kochane!
 
 

 

 
 

niedziela, 2 czerwca 2013

Lampa... czytaj dzisiejszy łup...

Witajcie...

Mam obsesję... Na punkcie lamp właśnie... Małych, duzych, podłogowych, stolowych... i jakich tam jeszcze chcecie.. Nie podniecają mnie tylko lapy sufitowe, gdyż górnego oświetlenia nie znoszę... Wiem, że czasami jest nieodzowne, ale mnie światło górne zwyczajnie dołuje... Uwielbiam światło rozproszone, sączące się po pomieszczeniu z wielu punktów.. Bo tylko takie według mnie oczywiście robi nastrój... No i w takim lepiej wygladamy, my kobietki... a trzeba się wspomagac, prawda...? Rozproszone światło to sprzymierzeniec skóry, w przeciwiństwie do mocnego światła górnego. Ale to taki wywód tytułem wstępu, i żeby usprawiedliwic kolejną lampę w domu... Ale nie mogłam jej nie wziąc... śmiała sie do mnie i wręcz sama wchodziła w rękę... Droga nie była, więc wyrzuty sumienia takie całkiem malutkie mam... Troszkę bidulka przeszła, abażur wymaga lekkiego podrasowania, szczególnie w miejscu mocowania na stelażu ale mam nadzieję, że radę dam... Nie chcę go zmieniac na całkiem nowoczesny, bo ten ma taką fają duszę i cudne światło daje... ciepłe, przydymione... Coś pomyslę.. a teaz przedstawiam jej wysokośc, lampę...

 
 




Ustawienie na razie dośc przypadkowe, ale przyznam, że bardzo mi pasujące...  Lampa stoi w sypialni, przy łózku i świetnie się sprawdza przy wieczornym czytaniu książeczek... Dlatego nie tracę czasu i biegne korzystac z jej dobrodziejstwa...

Całuje Was mocno, Asia.