piątek, 21 grudnia 2012

Gałąź ujarzmiona...

Witajcie!!! Idało się !!! Gałąź wisi i ma się dobrze... Ubrana nie do końca tak jak chciałam bo wyobraźcie sobie ukochane lampeczki w białych kolorze padły i trzeba szukac nowych. Ale nie mogłam się powstrzymac, żeby pokazac Wam gałązki chocby w tym skromnym, bezświatełkowym wydaniu... W założeniu miała byc srebrno - biała, ale Gabrysia oczywiście uwiesiła na gałązce swoje hand made i nawet jedno Wielkanocne jajo... Ale niech jej będzie! Zaznaczyła, że jest to jajo Bożonarodzeniowe, więc nie będę dyskutowac... Spójrzcie...




Jajeczko widoczne na pierwszym planie...





Zastanawiałam się długo, czy przetrzec gałąź na biało, ale niestety mam z domu wielkiego przeciwnika białych mebli, ścian, dodatków... Mój cudowny Mąż jest absolutnym gorącokrwistym Hiszpanem.... z wyboru... i uwielbia soczyste kolory i drewno owszem, kocha, ale w jego naturalnej postaci... Dlatego gałązka została taka jak była, czyli drewniana...




Przemek został wysłany na poszukiwanie białych, świetlnych gwiazdek, dlatego, jeśli zakupy się udadzą, pokażę Wam wieczorne zdjęcia oświetlonej gałęzi...

Całuję Was Świątecznie!!!


 

poniedziałek, 17 grudnia 2012

Z gałęzią na Ty...

Wczorajsza aura nie przeszkodziła nam w pójściu do lasu po wyżej wspomnianą gałąź. Choinkę mamy niestety sztuczną w tym roku, więc zapragnęłam miec w domku cokolwiek, co choc trochę pachnie drewnem... A ona pachnie bardzo... Wspólnymi siłami zostałą przytargana do domu i dzięki cudownemu Męzowi juz wisi na ścianie. Na strojenie Pani Gałąź jest wiele pomysłów... Najwięcej ma Gabrysia, która najchętniej zawiesiłaby ja całą własnymi wyrobami. Zobaczymy... Jutro rzecz zostanie dokonana i obfotografowana. Jeśli pomysł się uda... a udac się musi :-), to dowód winy pojawi się w formie fotki...

A teraz zdjęcia z polowania...




Pozdrawiamy z ośnieżonych Mazur...
 

środa, 12 grudnia 2012

Duch Świąt się pojawia...

Witajcie!
Dzisiaj chciałąm Wam pokazac moje okno. Okano poczuło już delikatnie nastrój i postanowiło ubrac sie na święta... Stąd cyprysiki, trochę czerwieni i białe świece. Skromniutko, ale to dopiero początek. Z każdym dniem domek będzie się bardziej stroił.





A jutro oopowiem Wam o jednej cudnej szafeczce, która mimo swojej urody, musiała wylądowac wczoraj w nocy na balkonie...  Za przyczyną małych, paskudnie chroboczących chrząszczy... Wiecie o kim mówię...?
Całuję Wam mocno, Asia.


 

wtorek, 11 grudnia 2012

Witajcie...

Zdarzało Się Wam na pewno nie móc przejśc obojętnie obok rzeczy, którą większośc ludzi uważała za śmiec...? Na pewno. Tak było z moim ukochanym dzbanuszkiem , kubionym w ciuchlandzie na całe 1,50... Oszałamaijaca kwota wynikała z wagi, która mimo wymiarów ( małych) dzbanuszka, była całkiem słuszna. Jednym słowem czysta cudna okazja dla zwariowanych kolekcjonerek. Nie mogłam nie ulec... Co prawda nie bardzo nadaje sie do parzenia herbaty czy też podawania kawy ale naprawdę cieszy moje oczy każdego dnia, kiedy rano wchodzę do kuchni...

 
 
Stoi sobie maleństwo na półeczce, równie okazyjne, bo wyciągnietej z piwnicy teścia... Ale to juz okazja na całkiem inny post...
 


Pozdrawiam Was ciepło, Asia.



 


 

niedziela, 9 grudnia 2012

Witajcie!
Na pewno znane jest Wam pojęcie biedapotraw... U mnie wczoraj zagościło biedaciasto w postaci drożdżówki na jednym jajku... Strasznie proste... wymagające tylko cierpliwosci i umiłowania do gmerania paluchami w miękkim cieście... Włąściwie robi się samo. Zawsze bałam sie drożdżowego ciasta. W mojej rodzinie tylko mama piekła drożdzowe. Inne ciocie, kuzynki i tak dalej pokochały wszelkiego rodzaju gotowce nie wymagające pracy a jedynie otwarcia drzwi sklepu... Bo tak łatwiej i czasu przeciez szkoda... Ja sie zaparłam. Długo wychodziło mi tylko coś na drożdzac hihihi, smak niby podobny ale wygląd już nie bardzo... Nadal nie jest cudownie, ale nie poddaje się nadal sie staram ;-) Kocham te wieczory, kiedy dom jest już delikatnie ukołysany do snu, a ja sama w kuchni, przy nastrojowej muzyce, wciskam frustracje z całego kręgosłupa w to Bogu ducha winne ciasto... Ale podobno drozdzówka wychodzi najpiękniejsza kiedy jest sie na kogos ciezko wkurzonym... No nie  wiem... Ja ostatnio bywam kwurzona raczej tylko na życie , nie na ludzi na szczęście... Ale... Nie marudząc juz więcej, oto efekt mojego miętolenia .... Przed potraktowaniem ogniem:


 
 
 
I po wyjeciu z piekarnika:
 


Forma taka trochę inna niż w oryginale, bo pierwotnie miały byc to drożdżówki z malinami... Przepis ściągnięty z www.kotlet.tv. ale potraktowany trochę po mojemu, czytaj, połowa cukru i tłuszczu. Chyba smakowo wyszło, bo nawet moja Gabrysia, któa generalnie nie je nic, dała się namówic na drozdżówkę z mlekiem... Taki mały sukces...


Pozdrawiam ciepło, Asia.
 
 

piątek, 7 grudnia 2012

Witajcie :)

Mojego bloga próbowałam założyc jakoś na wiosnę. Udało się połowicznie... Niby udało się założyc to stricte technicznie, ale z publikacją jakiegokolwiek posta juz gorzej... Może dzisiaj uda się chociaz parę słów skrobnąc...
Mam na imie Joanna. Jestem mamą 8 letniej Gabrysi i kobietą pewnego Przemysława. Od roku moim domem sa Mazury, w pewnym sensie, moja nowa miłośc.
Ten blog to próba pisania papierowego pamietnika w sieci. Czy udana, to sie okaże.  To próba poukładania własnych, kłębiących się w glowie mysli... Taka emocjonalna samonaprawa :-)

Na początek, jeśli macie ochote zerknijcie  na to gdzie mieszkamy.... Ładnie?..




 
Okolica tym fajniejsza, że te widoczki mamy pod  samym blokiem.
 
Pozdrawiam ciepło, Asia.