niedziela, 9 grudnia 2012

Witajcie!
Na pewno znane jest Wam pojęcie biedapotraw... U mnie wczoraj zagościło biedaciasto w postaci drożdżówki na jednym jajku... Strasznie proste... wymagające tylko cierpliwosci i umiłowania do gmerania paluchami w miękkim cieście... Włąściwie robi się samo. Zawsze bałam sie drożdżowego ciasta. W mojej rodzinie tylko mama piekła drożdzowe. Inne ciocie, kuzynki i tak dalej pokochały wszelkiego rodzaju gotowce nie wymagające pracy a jedynie otwarcia drzwi sklepu... Bo tak łatwiej i czasu przeciez szkoda... Ja sie zaparłam. Długo wychodziło mi tylko coś na drożdzac hihihi, smak niby podobny ale wygląd już nie bardzo... Nadal nie jest cudownie, ale nie poddaje się nadal sie staram ;-) Kocham te wieczory, kiedy dom jest już delikatnie ukołysany do snu, a ja sama w kuchni, przy nastrojowej muzyce, wciskam frustracje z całego kręgosłupa w to Bogu ducha winne ciasto... Ale podobno drozdzówka wychodzi najpiękniejsza kiedy jest sie na kogos ciezko wkurzonym... No nie  wiem... Ja ostatnio bywam kwurzona raczej tylko na życie , nie na ludzi na szczęście... Ale... Nie marudząc juz więcej, oto efekt mojego miętolenia .... Przed potraktowaniem ogniem:


 
 
 
I po wyjeciu z piekarnika:
 


Forma taka trochę inna niż w oryginale, bo pierwotnie miały byc to drożdżówki z malinami... Przepis ściągnięty z www.kotlet.tv. ale potraktowany trochę po mojemu, czytaj, połowa cukru i tłuszczu. Chyba smakowo wyszło, bo nawet moja Gabrysia, któa generalnie nie je nic, dała się namówic na drozdżówkę z mlekiem... Taki mały sukces...


Pozdrawiam ciepło, Asia.
 
 

2 komentarze:

  1. Sympatycznie to wygląda - zarówno blog jak i ciasto.
    Będę zaglądać - to się czegoś nauczę :)
    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ekspertem nie jestem, ale kocham bawic się ciastem... Chętnie podzielę się doświadczeniami.... Buziaki!

    OdpowiedzUsuń